Dublin wysoko jest w statystykach
przyjazności rowerowej. W 2013 zajął 9 miejsce w rankingu Copenhagenize z 60
punktami. I owszem ostatnio dużo się w Dublinie zmieniło. Powstało sporo pasów
i śluz rowerowych, system rowerów publicznych i takie inne udogodnienia, ale
doprawdy nie przekłada się to na to, co dzieje się w mieście.
Bo po Dublinie jeździ się źle. Nawierzchnia
dróg jest nierówna, pasy dla rowerów wąskie. Odseparowanych ścieżek jest
niewiele, często są dwukierunkowe po jednej stronie ulicy (a raczej raz po
jednej raz po drugiej). Dublin jest zatłoczony i zakorkowany. W Dublinie rządzi
samochód i źle zorganizowany system jednokierunkowych bardzo szerokich (na
przykład czteropasmowych) ulic, co jest uciążliwe w szczególności dla
przyjezdnych, którzy nie mogą wrócić tą samą drogą do miejsca, z którego
wyruszyli; dla rowerzystów, którzy nakładać muszą drogi i dla pieszych, którym
ciężko jest przejść przez jezdnię pokonując taką rzekę samochodów. W Dublinie
są irytujące, faworyzujące auta systemy zmiany świateł na skrzyżowaniach, z
przyciskami dla pieszych, przez które piesi czekają dłużej.
![]() |
Pas
rowerowo-autobusowy. Czteropasmowa jednokierunkowa i rowerzysta na środku
skrzyżowania czekający na przeskoczenie
|
Kierowcy zachowują się nie lepiej niż na
wschodzie Europy, mijają rowerzystów w odległości kilkudziesięciu centymetrów,
zajeżdżają drogę. Do tego po Dublinie jeżdżą autobusy, całe hordy autobusów i
to piętrowych, które wydają się więc jeszcze większe i bardziej zagrażające, po
Dublinie jeździ też multum taksówek prowadzonych przez kierowców, którzy
przekonanie o tym, kto jest najważniejszy na drodze dzielą ze swoimi
warszawskimi kolegami.
![]() |
Rowerzyści po prawej
stronie jezdni. Autobusowa godzina szczytu
|
Choć, trzeba przyznać, rowerzyści są chyba
jeszcze bardziej bezczelni niż w Warszawie. Pchają się pomiędzy krawężnik i
autobus nawet, gdy miejsca ledwo starcza, by wcisnąć tam oponę, pchają się
między rzędy samochody z prawej i lewej strony, przejeżdżają na czerwonym
świetle, nie sygnalizują zamiaru skrętu. Rzadko jednak jeżdżą po chodnikach, zresztą
chodniki w Dublinie są wąskie i zatłoczone. Bardzo wielu rowerzystów jeździ w
kaskach i odblaskowych kamizelkach, a to też świadczy o ich poczuciu braku bezpieczeństwa.
![]() |
Jak już się nie da
przecisnąć obok autobusów, to trzeba iść
|
Bezpieczniej jednak jest na irlandzkich
drogach niż na polskich. Mimo wzrostu liczby aut, liczba śmiertelnych ofiar
wypadków spada. W 2010 roku było 212 zabitych, czyli 47 osób na milion
populacji (w Polsce 102 ofiar na milion mieszkańców). W 2010 roku wśród ofiar
było pięciu rowerzystów (w Polsce w 2012 - trzystu). W Irlandii udział
rowerzystów wśród wszystkich ofiar maleje (podobnie jak udział pieszych), a większość
wypadków ma miejsce w terenie niezabudowanym, 42% wypadków z ofiarami
śmiertelnymi to wypadki, w których udział bierze tylko jeden pojazd. Widać też
z danych demograficznych ofiar (większość to młodzi mężczyźni), że najniebezpieczniejsza
jest szybka jazda poza miastem (91% wypadków śmiertelnych jest winą kierowców
aut). W Dublinie zginęło w ostatnich 7 latach pięciu rowerzystów. Jak na
długość dróg, liczbę przejechanych osobokilometrów i koncentrację możliwych
kolizyjnych sytuacji, duże miasta są stosunkowo najbezpieczniejsze. Wszystkie
irlandzkie wypadki można obejrzeć na stronach Road Safety Authority.
Królik przez w ostatnich latach był w
Dublinie kilkukrotnie i wyhodował sobie sympatię do tego prowincjonalnego
miasta. Więc dobrze jeździ się Królikowi po Dublinie. Po mieście, które poznał
już nieźle, więc może poruszać się całkiem na czuja, mieście, w którym poznał
różne przejścia, przejazdy, skróty. Do leworęczności Dublina, która za
pierwszym razem nieco go zaskoczyła, przyzwyczaił się Królik po paru godzinach.
I jakoś wraca do niej bezboleśnie, mimo długich przerw pomiędzy wizytami w
Irlandii. W końcu rower (i Królik) są w zasadzie symetryczne. Gorzej z
poczuciem bezpieczeństwa – w Dublinie nie jeździ się pod tym względem komfortowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz