Życiówki osiąga się w laboratoryjnie sterylnych
warunkach. Musi być właściwa temperatura, pora dnia, płaska trasa, mało
rekreacyjnych biegaczy blokujących trasę na pierwszych kilometrach. Musi być
brak kataru i bólu uszu, brak przetrenowania, niedospania, przejedzenia, złego
humoru, niewiary. I wtedy dopiero można walczyć.
Na początku listopada Królika rozłożyło
jakieś paskudne pełzające zaziębienie i jeszcze coś jakby kamień w brzuchu,
który przeszkadzał okrutnie w kicaniu. Podszedł więc Królik do listopadowych
zawodów na 10K z niewielką dozą optymizmu. Jakaś tam chwilówka jednak padła. Bo
jeżeli walczyło się do końca, jeżeli pobiegło się na sto procent, to wynik jest
rekordem na tę chwilę i na możliwości tej chwili, na możliwości w stanie tego
niedospania, choroby, pogody i zawalidrogów. Była to też miejscówka. Tym, co
można było osiągnąć na tej konkretnej trasie. Więc choć z wyniku w kategoriach
bezwzględnych Królik zadowolony nie jest, to z tej listopadowej
chwilówko-miejscówki się cieszy. Na tę chwilę i w tym miejscu, wykicał, co był
w stanie wykicać.
![]() |
Uproszczony harmonogram tygodniowy... |
![]() |
...bo uwzględniając dwukółkowanie i inne ćwiczenia to już nic w tej tabeli nie widać. |
Sytuacja jednak się unormowała. Wpadł Królik
w rytm treningowy. Codziennie jest pływ lub kicanie plus kilka razy w tygodniu
różne ćwiczenia (w tym pąpkowanie), a i codzienne rowerowanie do pracy i na
treningi w obecnych okolicznościach przyrody przestaje być wyłącznie rekreacją.
Jest Danielsowska rozpiska z myślą o wiosennym półmaratonie z uwzględnieniem
tygodniowej przerwy na biegówki. Więc taką treningową harówkę będzie Królik
uskuteczniał przez najbliższe miesiące. Żeby tylko śnieg spadł i można było
wyjść dla odmiany na biegówki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz