Przymulenie, przemęczenie, brak
szybkości, brak siły. To króliczy stan permanentny przez ostatnie dwa lata. Bo
się Królik bez sensu koncentruje na objętości treningu. Wedle zasady: byle więcej. Na siłę nie starcza już siły.
Ani czasu, ani chęci. A jeszcze do tego zaczęły się też jakieś dziwne cyrki z
króliczą krwią.
Królik widzi ten brak siły i szybkości
na każdym treningu pływowym – w ćwiczeniach powyżej 200m jest w stanie
dotrzymać kroku kolegom, na krótszych odcinkach jest tragedia, zero możliwości
przyspieszenia.
Test na trenażerze na obozie letnim
potwierdził dramatycznie wzrastające zakwaszenie. Może więc zbytnio rozbudowały
się te nieszczęsne czerwone włókna mięśniowe, wolnokurczliwe, które lubią
kurczyć się w tlenie. Brakuje za to tych szybkokurczliwych, którym tlen do
krótkiej pracy nie jest potrzebny.
Test zakwaszenia na świątecznym obozie
też wskazał dziwne wyniki. Się Królik zmęczył zadaniem w płetwach podczas
treningu. A potem w czasie testu na 3x400m z progresją, zamiast się zakwaszać,
to odkwaszał się od 7.0 do 3.5, po prostu wypoczywał, choć popłynął ostatnią
czterysetkę w tempie zeszłorocznych zawodów. Obłęd jakiś.
![]() |
... albo takie sobie przyspieszenia Królik czasem robi. |
No więc wciąż jest to samo: im bardziej
Królik zmęczony, tym mniej może przyspieszać, tym mniej ma ochotę na jakieś
siłowe ćwiczenia. Tym bardziej jednak czuje się winny, więc wychodzi na trening
typu truchtanie, pływanie patrolowym tempem, albo kręcenie ledwo co na rowerze.
Królik nie odpuszcza, ale też nie wypoczywa na tyle, by w końcu mógł zrobić
jakiś konkretniejszy trening.