Koniec widoków z wody na las i skały.
Koniec zimnej, pełnej życia, śmierdzącej wody. Koniec fal i prądu. Koniec
oślepiającego słońca i marznących stóp. Koniec piachu w skarpetkach i brudnego
ręcznika. Koniec pływania godzinami z niewiadomym tempem. Koniec leżenia na
fali na plecach i gapienia się na chmury.
 |
Widoki na najbliższe miesiące |
A więc powrót do sekundnika z
kolorowymi wskazówkami. Powrót do mierzenia czasów z dokładnością co do
sekundy. Powrót do liczenia pociągnięć i rytmu pulsowania tętnicy szyjnej. Powrót
do rozpisek przylepianych mokrą karteczką do podstawy słupka. Powrót do ćwiczeń
technicznych, czyli pływania w najniewygodniejszy możliwy sposób. Powrót do
uczucia, gdy ciemno robi się przed oczami, bo w oddechu nie została już ani
jedna cząstka tlenu, a ściana z niebieskimi kafelkami jest jeszcze o całe
pociągnięcie za daleko. Powrót do bólu w skroniach od uciskających łeb
okularków. Powrót do topniejących z każdym powtórzeniem przerw przy ścianie.
Powrót do omdlewających ramion i łapczywego wdechu przy każdym żałosnym
motylkowym wynurzeniu się. Powrót do dziwnie nieprzyjaznej przestrzeni szatni
basenowej i wzdrygania się na samą myśl o wskoczeniu do wody, gdy na zewnątrz
nie wzeszło jeszcze zimowe słońce.
 |
Królicza łapa przednia (prawa), kadr z filmiku analizującego styl |
To wszystko nic. To wszystko Królik
oswaja już od dobrych kilkunastu lat. Gorzej, że jest to też powrót do
zawstydzającego uczucia gonienia kolegów z grupy. Dopływania do ściany w
momencie, gdy inni już dawno usłyszeli instrukcje do następnego ćwiczenia i
wypoczęci wyruszają żwawo do jego realizacji, podczas gdy Królik nie może
złapać oddechu po poprzednim. Powrót do poczucia niezdarności,
nieskoordynowania i totalnej żałosności własnych ruchów w porównaniu ze
sposobem poruszania się innych.
No i dobrze. Tylko niech to wszystko
da wreszcie jakiś efekt! I żeby szybko można było znów poleżeć sobie bezkarnie
na wodzie pod chmurami…