Po trzech tygodniach w Warszawie się Królik totalnie rozłożył. A
przecież nie robił nic znacząco odbiegającego od rutyny sztokholmskiej, gdzie
wskakiwał do zimnego jeziora i pędził potem w mokrych ciuchach na rowerze, czy
gdy wracał cały przemoczony z deszczowych wieczorków triathlonowych. Przez
osiem miesięcy w Szwecji nie miał nawet kataru. Jest chyba tu, w Warszawie,
coś, na co ciało Królika po prostu źle reaguje.
 |
Objechanie półwyspu Howth to chyba najbliższa centrum Dublina porządna kolarska górka. I taki widok z portu w Howth w nagrodę |
 |
A na południe od Dublina - Dalkey Island, dalej w stronę Wicklow już przyzwoite podjazdy |
Hipotezę tę potwierdza zdaje się fakt, że wszelkie kaszle,
katary i inne ohydztwa ustąpiły po jednym dniu w Irlandii. Służbowe obowiązki
obkleił Królik takimi drobnymi radościami jak wspinanie się rowerem na górki w
Wicklow, bieganie po Phoenix Parku, czy obiegnięcie malowniczej Inis Mhór. A teraz musi się
Królik uzbroić w cierpliwość i przetrwać w zdrowiu jesień w Warszawie.
 |
Zachodnie wybrzeże i już zupełnie inne widoki |
 |
Widok z Dún Aonghasa. Atlantycko |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz