Królik raz na dwa miesiące zdaje sprawę ze
swoich wyczynów treningowych. Ale tym razem (jak i kilka razy wcześniej) nie ma
się czym chwalić. Wrzesień był jeszcze znośny, ale teraz wydaje się odległy strasznie,
za to w październiku sprawy zawodowe i inne niesportowe zupełnie Królikowi
nóżki podcięły. Próby wciśnięcia treningów na siłę w plan dnia powodują jeszcze
gorsze zmęczenie, które przeradza się potem w jakieś gorączki, kaszle i katary.
Naprawdę słabo. We wrześniu i październiku wyszło więc Królikowi trochę ponad
220km biegania, głównie jakichś niskojakościowych truchtów. Pływania było 57km,
z czego część w nowej grupie treningowej (ostatnie pływanie w wodzie otwartej 1
października – woda miała 15 stopni). We wrześniu pojawił się Szkot, z którym
Królik przespacerował 840km, ale niestety ostatnio brakuje czasu (a i ciemniej
się jakoś zrobiło), żeby więcej śmigać. Ledwo to wszystko można nazwać
treningami.
Rowerem po mieście przez te dwa miesiące
przejechał Królik ponad 1100km. A przy tej okazji musi Królik parę swoich
drogowych frustracji obnażyć. Ma Królik wrażenie, że po Warszawie jeździ się
coraz gorzej, tymczasem niektórzy przekonują na przykład, że jeżdżąc rowerem
unika się tak zwanych korków. Jest to niezgodne z króliczym codziennym
doświadczeniem, kiedy to miota Królik przekleństwami nie mogąc przecisnąć się
pomiędzy autami, blokującymi dojazd do skrzyżowania, zastawiającymi przejazdy i
przejścia.
![]() |
Stop rowerom. Grójecka. Podpórki we Wrocławiu…
|
Królik musiał więc sprawdzić, jak mało
płynnie porusza się po Warszawie. Do tego celu zebrał do analizy kilkadziesiąt
swoich podróży powyżej 8km po mieście i określił następujące zmienne: czas
całkowity, czas stania (mierzony garminowym autopause’m, który wyłącza stoper
przy pełnym zatrzymaniu), średnią prędkość, godzinę startu. Do tego ewentualnie
określał Królik szczególne cechy danej podróży – swój wyjątkowo zły/dobry stan
fizyczny, wyjątkowo sprzyjającą lub nie pogodę, czy też podróż odbywającą się w
zasadzie wyłącznie na dedeerach (np. przez pasmo Ursynowa). Naliczył Królik, że
od 3% aż do 18% (!!!) (średnio 13%) czasu podróży po Warszawie zajmuje mu
STANIE. Ale stanie nie zależy tak bardzo od godziny (szczytu), a więc od tego,
ile jest samochodów na jezdni, a raczej jest dość losową wypadkową natrafiania
na czerwone światło i inne przeszkody. Godzina szczytu i tłok na drogach
wpływają jednak na prędkość poruszania się (która niestety dla analiz zależy
też od wielu innych parametrów). Korek samochodowy to rowerowe powolne
przeciskanie się pomiędzy autami. Puste drogi, na przykład późnym wieczorem,
zachęcają Królika do jazdy większymi arteriami. Tu zatrzymanie się na światłach
oznacza jednak na ogół dłuższy czas oczekiwania – czas spędzony na staniu
pozostaje wciąż podobny, choć średnia prędkość poruszania się wzrasta. W
godzinach szczytu natomiast Królik woli nadkładać drogi (nawet wraz z wjazdem
na skarpę), by omijać komunikacyjny koszmar na przykład na Rondzie de Gaulle’a
i Nowym Świecie; a w zamian móc poruszać się płynnie, nie stać za samochodami,
nie przepychać się pomiędzy nimi. Kosztem prędkości.
![]() |
…podpórki w Warszawie
|
Jeżdżenie dedeerami miałoby efekt
minimalizujący konieczność zwalniania i stania tylko w przypadku długich
odcinków odseparowanych dróg dla rowerów z minimalną liczbą skrzyżowań. A
takich po prostu Królik na swoich codziennych trasach nie ma. Te fragmenty,
które są, Królik omija. Prawie wszystkie dedeery, które Królik zna w Warszawie
są beznadziejne, jeździ się po nich generalnie wolniej i mniej wygodnie. Bo
mają fatalną nawierzchnię, przeskakują z jednej na drugą stronę ulicy (nie ma
ich po obu stronach!), bo nie można się na nie legalnie dostać (nie ma zjazdów
i wjazdów na jezdnie), bo się nagle urywają, bo mają dziwną geometrię, bo są za
blisko i nieoddzielone od wąskich chodników, bo są nieoświetlone. No i raczej
zwiększają czas najbardziej frustrującego dla rowerzysty STANIA – z powodu
konieczności zjazdu na jezdnię i przepuszczenia samochodów, zmiany strony
ulicy, omijania pieszych, nadkładania drogi i innych zakrętasów.
Zdaje sobie Królik sprawę z tego, że te kilka
dodatkowych minut spędzonych w podróży (czy to z powodu stania, czy powolności)
nie jest w ogóle istotne, ale Królika też ogarnia road rage i agresja wywołana
obecnością tych wszystkich spowalniających jego jazdę samochodów szuka jakiegoś
ujścia. Na przykład w tym blogonarzekactwie.