Zmiana czasu zbiegła się idealnie z
obniżeniem temperatury, z Króliczym zaziębieniem i zjazdem totalnym głowy. Źle
z ciałem. Bardzo źle głową. Dawno tak źle nie było. Cała Królicza depresyjno-samotniczo-paranoiczno-uzależnieniowa
natura się objawiła. Nie było spania, sensownego trenowania, ani pracy. W ogóle
nic nie było. I Królik bał się prawie każdej godziny, żeby już się w ogóle
wszystko nie skończyło.
 |
Wzdłuż kanału do Mechelen |
 |
Biegowa ucieczka w Heverleebos |
 |
Ostatni ciepły weekend nad Morzem Północnym |
Może dobrze, a może nie, ale musiał
Królik na chwilę do Polski przyjechać pozałatwiać różne sprawy. Najpierw jednak
parę dni nad Bałtykiem. Brzydko. Na plaży tłok. Deszcz. Nieruchoma ciemna woda,
horyzontu brak. Jakoś Królika to morze tym razem zupełnie nie cieszyło.
Ratują treningi. Dwa razy dziennie pływanie, oprócz tego siłownia, bieganie i
kąpiel w morzu. Ratują, bo pomiędzy nie ma nawet siły, żeby robić cokolwiek
innego niż spać. Zaraz ten ratunek się skończy i znów trzeba będzie się
skonfrontować z rzeczywistością.
 |
Takie okoliczności treningowe |
 |
Morze martwe |
 |
Morze odżyło |