Maj zaczął się od obozu pływackiego nad morzem. Bardzo się Królik zmęczył. Mimo to po powrocie wziął się za ostre pływobiegi. Potem służbowo skatował się przez tydzień na Podkarpaciu. Ledwo co udało się tam trenować. Ale najgorsze nastąpiło po powrocie. Choroba, jakiej Królik od lat nie doświadczył, powaliła go na ponad tydzień. Nie ma co się Królik oszukiwać, było to paskudne zapalenie oskrzeli. Katar, kaszel, brak dechu, świsty, charki, gorączka, słabowatość. Wszystko naraz. I pierwszy raz, od kiedy Królik zbiera superdokładne dane na temat treningów, czyli od jakichś pięciu lat, nastąpiła tygodniowa totalna przerwa w Króliczych treningach. Zgroza. No ale nie dawał rady Królik nic zrobić, nawet raz nie poszedł w pracy. Do tego przez tę infekcję, krew Królicza popsuła się totalnie.
 |
Różowe kwiatki na klifie. Wersja 1 |
 |
Różowe kwiatki na klifie. Wersja 2 |
 |
Różowe kwiatki na klifie. Wersja 3 |
Jeszcze z totalnie świszczącymi drogami oddechowymi poleciał Królik służbowo do Irlandii. Pierwszego dnia nastąpiły zaślubiny z Atlantykiem. I te kilkanaście minut w słonej i zimnej wodzie było jak uzdrowienie. Kolejne dni miał Królik po uszy pracy, ale była bieżnia mechaniczna i 20-metrowy basen w hotelu. A potem to już były tylko widoki, morze, słońce, wiatr. Szwendanie się po tej oszałamiającej zieleni. Pływanie w jeziorze zwykłym i niezwykłym (słonowodnym).
 |
Królik zmierzył się z ruchem lewostronnym ... |
 |
... i ze słonym Atlantykiem |
Sportowo maj więc na straty. Trzy tygodnie właściwie bez rutynowego trenowania, z masą służbowych obowiązków i dwoma bardzo intensywnymi tygodniami w podróży. Pierwsze zawody tego sezonu na totalnym nieprzygotowaniu, zmęczeniu popodróżnym i pochorobowym się szykują. Ale straty rekompensują wycieczki. Te widoki…
 |
Bez podpisu |
 |
Fauna (trochę) udomowiona |
 |
Fauna nieudomowiona, ale ciekawska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz