No tak źle jeszcze nie było. Najgorszy wynik
ze wszystkich półmaratonów, w których Królik startował (z wyjątkiem tego po
piachu na plaży). Relatywnie w ogóle najsłabszy bieg w życiu. Miał zacząć
Królik lekko, swobodnie, żeby się nie spalić. No i tak zaczął. Tylko że po
niecałych 10km okazało się, że to tempo wcale lekkie nie jest. I mowy już nie
było o przyspieszeniu. Utrzymanie tego „lekkiego tempa” zaczęło się robić
dramatycznie trudne.
Pogoda była idealna. Trasa łatwa. Wszystko perfekcyjnie
zorganizowane. Królik pełen zapału. Ale niewytrenowania się nie oszuka. Po prostu
za słaby, za gruby, za wolny jest Królik teraz na jakiekolwiek szybkie
bieganie.
Porównuje Królik cztery ostatnie półmaratony.
Jak zaczynał Królik swobodnie, dawało radę przyspieszyć w końcówce, było miło,
było poczucie siły, było bardzo fajnie, nawet jeżeli wyniki takie sobie. W zeszłym
roku Królik za to się spalił na początku. Poleciał za szybko, potem umierał. Ale
to, co sobie na początku wypracował, pozwoliło i tak niezły czas wykręcić, mimo
że w okropnym stylu. A teraz dramat. Tempo zaczęło się od słabego, by tylko
jeszcze wzrastać o parę sekund na kilometrze. Na wykresie skumulowanego tempa,
wygląda prawie płasko, ale jednak rosło, rosło też okrutnie zmęczenie Królika i
absolutna niemożność przyspieszenia.
![]() |
13PW na jasnoniebieski kolor. Niby równe tempo, wynik jednak najsłabszy 12PW na zielono. Najbeznadziejniejszy positive split, ale wynik najlepszy z ostatnich półmaratonów |
Na wiatrak te wszystkie wymówki o chorobie, o
zimnie, o pracy. Po prostu nie trenował Królik tak, żeby pobiec szybciej.