Jeszcze tydzień temu zarzekał się Królik – byle tam być, byle
wystartować. Nieważny wynik, nieważne nic, byle nie leżeć w szpitalu.
Ale Królicza głowa tak nie działa. Choć naprawdę Królik nie miał zamiaru
się z nikim ścigać, to jednak liczył na lepszy wynik. A przede wszystkim liczył
po cichu na to, że to zepsute ciało jakoś jednak nie podda się tak totalnie.
Mimo bardzo ciepłej wody zdecydował Królik płynąć w piance. Mimo dwóch
lat jeżdżenia we wpinanych butach, zdecydował Królik jechać w butach biegowych
na rowerze. No i zmęczyła Królika sobota z całą procedurą przygotowania, jazdą
nad Zalew, oddawaniem worków, testowaniem wody.
Królik w takim lekkim otępieniu w niedzielę od samego świtu wszystkim
się zajmował. Po prostu nie dopuszczał myśli o tym, co ma się dziać. Przyjął taktykę:
plan as you go.
![]() |
W sobotę było cicho i gorąco |
Pływanie
Okrutnie Królika zmęczył zbieg do wody i ledwo mógł złapać dech, gdy w
końcu było trochę głębiej niż po kolana i można było płynąć. Płynął swoje i nie
przejmował się, że ktoś go doganiał. Zaraz się to doganianie zresztą skończyło
i sam Królik przeganiał pośród sporej fali na Zegrzu. Czas totalnie marny, ale
okazało się, że na tle pozostałych uczestników wcale przyzwoity.
Rower
Na trasę kolarską wyjechał więc Królik wcześnie i dał satysfakcję prawie
tysiącu zawodników z wyprzedzania go. Jechało się gładko, bez tłoku, głównie z
wiatrem, po równiutkim asfalcie. Taka trasa marzenie. Królik się totalnie
zrelaksował, z nikim się nie ścigał, przeżył jakieś podjazdy na wiadukt, na
most, czy na skarpę, przeżył bruk na Placu Krasińskich i w sumie czas roweru wyszedł
całkiem satysfakcjonujący.
![]() |
Szkocidło gotowe na burzę, której nie było |
Bieg
No i zaczęło się to, czego Królik obawiał się najbardziej. Z bieganiem
jest ostatnio bieda. Po prostu Królik nie jest w stanie biegać. Zaraz go
zatyka, spowalnia, męczy się okrutnie najwolniejszym truchtem. W dodatku zaczął
się skwar. Królik już po kilometrze umierał, a tu krzywy bruk na Krakowskim,
bruk na zbiegu, no i wbieg Karową. W połowie pierwszej pętli nie ogarniał
Królik umysłem, że da radę zrobić drugie kółko. Nie patrzył Królik na zegarek. I
to chyba był największy błąd. Nie wiedział, jak wolno biegnie, nie motywował
się zupełnie. Po prostu pełzł, również psychicznie, krok za krokiem przed
siebie. Wszystkie krzyki, muzyki, kibicowanie, zachęcanie było gdzieś na
marginesie uwagi. W ogóle nie było ambicji, walki, energii, było tylko jedno
jedyne pragnienie: niech to się już skończy.
![]() |
W kontekście Króliczego wyniku hasło z koszulki zdecydowanie na wyrost |
Wynik
Beznadziejny. Zupełnie dramatyczny. Równie zły, co dwa lata temu w
Sztokholmie. Tam jednak było inaczej. Pływanie było w jeszcze trudniejszych
warunkach i kosztowało Królika cztery minuty więcej. Rower był co prawda na
nieco krótszej trasie, ale za to z morderczymi dość podjazdami na Vesterbron. Czas
roweru prawie identyczny. Również podobnie długo trwały wówczas Królicze
przebieranki. Wtedy był Królik zdrowy, ale bieg też schrzanił. W Sztokholmie jednak
było jeszcze goręcej niż w Warszawie, a Królik na rowerze nie wypił praktycznie
nic. Rozwaliły go (cztery) podbiegi pod pałac królewski (znacznie bardziej
strome niż Karowa). Było więc chyba w Sztokholmie klasyczne odcięcie i
odwodnienie. Tym razem Królik pił na rowerze dużo i pił jeszcze podczas zmian,
było zdecydowanie chłodniej. Więc w Warszawie – choć brzmi to jak kiepska
wymówka – chyba jednak zawiniła zepsuta krew…
Impreza bardzo fajna i było tam też trochę Króliczej radości. Sam start Królikowi
jednak nie wystarczył. Zawsze ostatecznie liczy się wynik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz