Już jakiś czas temu
skończyło się sprawozdawcze półrocze króliczych treningów w 2016. W zasadzie
dobrze, że do tego zestawienia nie wchodzą dwa ostatnie tygodnie, które z racji
wyjazdu i w ogóle słabej kondycji, wyszły marnie i na pewno zaniżyłyby te niezłe
w sumie obrazki.

Nie żeby było tak
niesamowicie różowo. W przeliczeniu na dzienne obciążenia minutowe, treningi
nie różnią się zasadniczo od tych w poprzednich dwóch latach. Symbolicznie
trochę więcej biegania. Choć wciąż
bieganiem słabo, wychodzi jakieś 100km miesięcznie. Więcej pływania,
jeżeli udałoby się takie przepływy utrzymać, byłoby z 550km w tym roku. Mniej niż
poprzednio pływania w OW. Jeziorko Czerniakowskie niestety nie zachęca, a na
razie innych okazji (poza obozem treningowym i innymi drobnostkami) nie ma.
Dzięki trenażerowi w domu, udało się zimą pokręcić sporo, od początku roku
tyle, co w całym poprzednim. Za to (i między innymi przez to właśnie) Szkot
jeździł zdecydowanie mniej na zewnątrz. Na razie niewiele ponad 1200km. Również
mniej roweru transportowo-rekreacyjnego, prawie 3200km, ale wakacje jeszcze w
rozpędzie, może da się trochę nadrobić.



Ostatnie dwa tygodnie, słabo
do tych statystyk przystają, bo się szwendał Królik gdzieś po rubieżach Europy.
Było dużo deszczu przywiewanego wściekłym wiatrem znad Atlantyku, zimno i w
ogóle cudownie. Było trochę okazji do pojeżdżenia rowerem, ale pożyczane rowery
i ciągłe deszcze, temu nie sprzyjały. Zawsze jednak dobrze potrenować trochę
podjazdów, których nie ma chyba tylko na nudnym Mazowszu. Pływać w morzu niestety nie dało się wcale, woda okrutnie zimna. Więcej łażenia było
niż biegania, po różnych skałkach, plażach, błotach. I w sumie odpoczywania też
było dużo, bo się Królik jakoś słabo ostatnio czuje.