Za parę tygodni triathlonowe zawody, a Królik nie jeździ w ogóle na Szkocie. Z trenażera Szkot wyjęty, więc po prostu stoi zapomniany w rogu mieszkania. Królik stara się jednak więcej pływać i biegać. Albo pływobiegać. Trzy miesiące zostały do poważniejszych zawodów pływobiegowych i treningi trochę się pod takie okoliczności dopasowują. Po pierwsze drążkobiegi, po drugie pływobiegi. Z jednej strony więc trening brutalnej siły, z drugiej – techniki, sprzętu, wytrzymałości.
![]() |
Trening typu pływobieg (wykres tętna oszukuje, że w wodzie się odpoczywa, po prostu pulsometr nie działa) |
Dużo czasu w terenie Królik wreszcie spędza, wreszcie odbił się też od dna kilometraż transportu rowerowego, dużo pływania w jeziorku, po prostu spędzania czasu na zewnątrz.
No i tydzień służbowo na Podkarpaciu. Nie było jak naprawdę trenować, robota i dojazdy wystarczały, by po całym dniu Królik padał bez życia. Codziennie rano robił Królik jednak podjazd lub podbieg do żwirowni i tam 20 minut chlapał się, albo i całkiem przyzwoicie pływał. Na tyle tylko starczało czasu i siły.
![]() |
Ylva na plaży |
![]() |
Żwirownia w Rzeszowie. Akurat na szybką poranną przepływkę |
Kolejne wyjazdy, zawody, atrakcje się szykują. Fajny to czas, choć i w robocie dużo do zrobienia. Trochę inna faza roku niż zimowe tłuczenie kilometrów na basenie i godzin na trenażerze. Są już konkretniejsze plany i bardziej podporządkowane temu treningi. Trzeba jeszcze trochę popracować na te cudne momenty przepływania i przebiegania przez linię mety.