Krew królicza nadal popsuta. Tydzień po wypuszczeniu ze
szpitala, już chcieli Królika z powrotem zamknąć. Ale Królik przekupił, a może
raczej zaszantażował, lekarza i oznajmił, że wyjeżdża do Kopenhagi i koniec. Bo
ważna konferencja, a może ważniejsze – bilety kupione, dwa dodatkowe dni
opłacone w hotelu, szykujący się ostatni letni weekend, ostatnia szansa do
popływania w morzu w tym roku. No i z jakimiś ratunkowymi medykamentami w
plecaku, poleciał Królik do Kopenhagi, którą zna nieźle, i którą uwielbia
przede wszystkim ze względów rowerowych i możliwości pływowych. Jeśli chodzi o
dostęp do wody Kopenhaga niekiedy przewyższa Sztokholm (piaszczyste plaże, ale
brak jeziorek), a rowerowo dorównuje (choć inaczej) Amsterdamowi.
 |
Pływalnia na Amagerstrand |
 |
Pływalnia na Islands Brygge w samym centrum miasta |
Więc Królik skupił się na tym pływaniu. A że miał czas na
dojazdy, jeździł raczej na plażę, niż do otwartych basenów wpuszczonych w morze
w środku miasta (tam zresztą temperatura wody była niższa, chyba ze względu na
portową głębokość i mniejsze nasłonecznienie wśród zabudowy). Po raz kolejny okazało
się, że Królik nienawidzi pływać w piance, którą przezornie wziął ze sobą. Nie,
nie, nie, to nie jest pływanie, tylko takie bujanie się na falach, niewygodne
toto, ruchy krępuje, nieprzyjemnie zimna woda przedostaje się do środka, zanim
wypełni piankę, zawsze gdzieś skórę obetrze, ciężkie, mokre i śmierdzące trzeba
to potem transportować do domu/hotelu, płukać, suszyć. Faktycznie od zimna
nieco chroni. Woda w Sundzie miała jakieś 14 stopni. Jak się energicznie
płynie, to jest taka woda do wytrzymania. W piance w sumie nawet nie bardzo
energicznie można sobie leżeć w takiej wodzie. Ale za każdym razem Królik
zrzucał tę gumę i dopływał jeszcze kilkanaście minut w samym kostiumie.
 |
Amagerstrand |
 |
Zejście do wody na plaży w Klampenborg |
Ale najprzyjemniejsza okazała się wyprawa na bardzo opustoszałą
plażę na północnym wybrzeżu Sjælland, zwanej też Zelandią (choć dla Królika ta
nazwa przynależy raczej prowincji Holandii). Bo tam Królik pływał nago
(Duńczycy nagminnie pływają nago i w całkiem nie odosobnionych miejscach). I to
okazało się najdoskonalszym sposobem. Bez kostiumu, nawet bez czepka i
okularków. Królik i woda. Woda czysta, z łagodniutko kołyszącą się na
płyciznach bałtyckiej cieśniny falą, tylko odrobinę słona. Było absolutnie
perfekcyjnie. Jedynie meduzy trochę przeszkadzały. Sporo tej galarety pływało
wokół, ale było to głównie nieprzyjemne w dotyku, bo zupełnie nie parzyły one
skóry.
 |
Pustawe plaże północnego wybrzeża Sjælland |
Takie miłe dwa dni na koniec wakacji. A już z powrotem Królik w
ubezwłasnowolnieniu szpitalnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz