Po zeszłorocznych przygodach Pernilli, która pływała promem,
jeździła pociągiem i zaliczyła aż trzy stolice skandynawskie (Sztokholm,
Helsinki i Tallinn), a poza tym Królik porowerował po Uppsali, Lund i Malmö, przyszedł czas na bliższe wycieczki. I przyszła pora na
Batavka, żeby sobie trochę po świecie pojeździł, bo do tej pory poruszał się w
promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy. Była to też okazja, by wypróbować
zabranie roweru ze sobą do Pendolino* (się udało), a także naciągnąć pracodawcę
na zapłacenie za to (się nie udało, choć bilet rowerowy niezależnie od rodzaju
pociągu i długości trasy kosztuje dziewięć złotych i dziesięć groszy). Batav
jest ciężki i duży, więc trochę się Królik martwił, jak się z tym sprzętem,
sakwą i plecakiem właduje do środka, i jak Batav się do tej przegródki
rowerowej zmieści. Wszystko przebiegło jednak bardzo sprawnie. Pozostaje jednak
zawsze problematyczne wchodzenie i przebywanie na dworcach z rowerem. Królika
(a raczej Batavka) ochrona wyrzuciła na deszcz z dworca w Krakowie.
* zgodnie z nieprzeniknioną logiką PKP, biletu na rower w
pociągach szybkich nie da się kupić przez internet
 |
Pierwsza międzymiastowa podróż |
 |
Niespodzianki ciągu pieszo-rowerowego |
W Krakowie, jak i pewnie w większości polskich miast, wzdłuż
większości ulic po prostu nie ma żadnej infrastruktury rowerowej. I podobnie – jak
w wielu nie tylko polskich miastach – infrastruktura drogowa jest tym lepsza,
im dalej od centrum. Szczególnie miło jechało się do i po Nowej Hucie (choć z
typowymi dla polskich miast rozwiązaniami dedeerek przy chodniku, z jakąś
dziwną geometrią i niebezpiecznymi przejazdami). Przy Rondzie Czyżyńskim, jak
spod igły, są nawet drogi wyłącznie dla rowerów, z rozjazdami, światłami, a
także znakiem zakazu ruchu pieszych.
 |
C-16 + T-22 |
 |
Inne krakowskie kurioza rowerowe |
Na infrastrukturalne kurioza można jednak natknąć się na każdym
kroku nawet podczas tak krótkiego pobytu. Chodnik zamieniony zgodnie z
oznaczeniami na dedeerkę, ale ponieważ chodnika nie ma, to ta i tak zapełniona
jest pieszymi. Albo chodnik (czyli oznaczony znakiem nakazu C-16 ciąg pieszy)
uzupełniony tabliczką T-22 (nie dotyczy rowerów). Klasyczna logika tu zawodzi.
Można co najwyżej się domyślać, że pomysłodawcom chodziło o to, że można
wówczas jechać rowerem jezdnią, ale nie trzeba; a także – choć ogólne warunki
do jechania chodnikiem nie są spełnione – można się nim poruszać. Powszechne są
ciągi pieszo-rowerowe jako rozwiązanie najprostsze (wystarczy ustawić znak). A
to że akurat są przerywane co chwila przejściem dla pieszych, albo schodami, ot
takie urozmaicenie. Bagażniki rowerowe z tyłu autobusów, ciekawe jak często
wykorzystywane; z intrygującym przypadkiem linii 134 do ZOO, na których
tabliczka głosi, że można korzystać z nich tylko na przystankach końcowych.
Użyteczność takich rozwiązań jest raczej niska, acz ich pomysłowość niezmiennie
zdumiewa.
 |
Piękna i mądra infrastruktura |
 |
Stare Miasto i Rondo Czyżyńskie - całkiem spoko |
Jest oczywiście w Krakowie szlak wzdłuż Wisły, wokół Błoni. Po
samym starym mieście też jeździ się znośnie, choć wybitnie spacerowo – po
Plantach, uliczkach, na których nawet kontrapasy bywają. Znacznie większa niż
gdzie indziej część rowerzystów jeździ w maskach lub innych chustkach na
twarzach (choć to i w Warszawie coraz bardziej powszechne). Tak na pierwszy
rzut oka był Królik zdziwiony, że w sumie jakoś niewielu rowerzystów w tym Krakowie.
Pogoda świetna, ciepła, sucha. Weekend, dzień powszedni. Owszem, nad Wisłą
mnóstwo rowerzystów każdego rodzaju, ale raczej sportowych i rekreacyjnych niż
transportowych; sporo rowerów przy akademikach, stojakach na mieście. Ale doprawdy
szału nie ma. A infrastruktura rowerowa takiemu przyjezdnemu Królikowi raczej
tylko sporadycznie umilała poruszanie się po bywszej stolicy.