Króliczy wyjazd narciarski zupełnie nie wypalił. Wszystko niby
było tym razem jak trzeba. Królik nie złamał sobie żebra, miał pasujące buty,
czas i sporo zapału. No i udało pojeździć się tyle co nic. Najpierw pięć dni
deszczu i dodatnich temperatur, potem lekki mróz, który zamienił resztki
śniegowej brei w lodową skorupę.
![]() |
Jezioro, czy polana przed jeziorem - jeden lód |
Trzeba było wdrożyć aktywności zastępcze, czyli w sumie rutynę
niewiele różną od tej domowej, z wyjątkiem roweru. Czyli po pierwsze tłuczenie
się od ściany do ściany na basenie, a po drugie jakieś tam truchtanie. Ale jak
tu truchtać (bo Królik to raczej nie biega ostatnio), gdy wszystkie ścieżki,
drogi, chodniki, zasklepione są szczelnie połyskującym lodem?
Musiał Królik przede wszystkim zarzucić wszelkie pomysły
przejmowania się mierzonym czasem i tempem biegu. W tych okolicznościach przyrody
przemieszczanie się w tempie 8 minut na kilometr, czasem okazywało się sporym
osiągnięciem. No i po drugie wyposażyć się w kolce na buty.
Królicze niby terenowe buty biegowe nigdy specjalnie nie były
antypoślizgowe, a z czasem i tak bieżnik Królik starł na gładko. Na takim
lodzie zresztą, nawet wymyślne wypustki na podeszwie niewiele by pomogły.
Królik biegał więc w wynalazku, który w Skandynawii jest normalnym wyposażeniem
zimowym, na równi z czapką, czy rękawiczkami. Po prostu każdy ma tu kolczaste nakładki
na buty, inaczej mógłby nie być w stanie dojść do sklepu, czy na przystanek.
![]() |
Terenowy but poślizgowy |
Dwanaście gwoździków na gumowej nakładce szczelnie dopasowującej
się do podeszwy sprawia, że but naprawdę zaczyna trzymać się lodu, nawet przy
dużym spadku terenu. Królik początkowo nie bardzo tym kolcom ufał, potem starał
się stąpać z mniejszym posuwem stopą po ziemi, ale w końcu przyzwyczaił się do
charakterystycznego chrzęstu metalu na lodzie i przekonał, że można w tym
biegać (truchtać) nawet w tych ekstremalnych warunkach lodowych. Wynalazek równie
genialny, co prosty.