Musi Królik jeszcze opisać kilka swoich obserwacji dotyczących tutejszego
ośrodka sportowego. Za każdym razem bowiem, gdy tam przychodzi, nie może się
nadziwić, jakie to jest wszystko fantastyczne.
Ośrodek sportowy należy do miasta. Na basenach trenują przeróżne
kluby i bardzo miło jest obserwować pływające dzieciaki, także uczące się
skoków do wody (tych takich gimnastyczno-niesamowitych). Prawie co weekend są
zawody, które nie przeszkadzają treningom amatorów, bo mogą oni korzystać z
drugiego basenu. Miejskość basenu oznacza także, że jest on bardzo tani. W
szczególności roczna karta kosztuje równowartość około 1800 złotych, a uprawnia
ona do korzystania ze wszystkich kilkunastu basenów i ośrodków sportowych w
mieście bez ograniczeń, oznacza też możliwość darmowego udziału w zajęciach
grupowych (wszelkie jogi, pilatesy, stepy, spinningi itd.). Kursy (na przykład
nauka pływania) są dodatkowo płatne. Oczywiście mniej płaci młodzież, osoby na
emeryturze, a także ci, którzy mają aktywność fizyczną zaleconą przez lekarza.
Codziennie przed południem jest opieka dla małych dzieci, w szatni jest
wózkownia. Sztokholm wydaje rocznie około miliarda koron na sport i rekreację.
Warszawa (która jest nieco większym miastem) - około 100 milionów złotych
(łącznie z „turystyką”).
Dla równowagi, żeby nie było tak różowo: przed ośrodkiem stojaki
rowerowe są tylko w postaci paskudnych wyrwikółek. I jeszcze jedna rzecz, która
może wydać się kontrowersyjna. Na basenie (basenach) nie ma ratowników. Jest przycisk
alarmowy i oczywiście dyżurna osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo i umiejąca
udzielić pomocy, ale każdy pływa na swoją odpowiedzialność. Dzieci muszą być
pod opieką dorosłych. I tyle. Czy to dobrze? Akurat Szwecja nie jest dobrym
przykładem laissez-faire, wiele rzeczy jest tu raczej przeregulowanych, ale to się dość Królikowi podoba. Zostawienie pewnej sfery wolności od przekonania,
że pływanie w basenie to coś niebezpiecznego, wydaje się rozsądne. Tak jak w
lecie nie można byłoby przecież postawić ratownika przy każdym jeziorku, czy
zatoczce, gdzie ludzie się kąpią. Inna sprawa, że obowiązkowa nauka pływania w
szkole zdaje się naprawdę spełniać swoje funkcje.
![]() |
Plakaty w metrze - urząd miasta zachęca do pływania.
Pływanie na
własną odpowiedzialność - ratowników nie ma
|
Przykładem odwrotnym jest tu chociażby obowiązek jeżdżenia w kasku na rowerze dla dzieci poniżej 15 roku życia. Większość dorosłych też jeździ w kaskach, a także kamizelkach odblaskowych i innych świecidełkach, na bardzo sportowych rowerach i w bardzo sportowych strojach. To być może jednak specyfika Sztokholmu w zimie, z marną pogodą, sporymi odległościami i różnicami wysokości. Ale o rowerach więcej kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz