Toronto jest miastem na wskroś amerykańskim,
dzielącym wiele cech z takimi (znanymi Królikowi) metropoliami jak Nowy Jork,
czy Chicago. Jest też miastem niezwykle zróżnicowanych, niewielkich dzielnic. Śródmieście
natomiast jest, zdaniem Królika, nijakie, nieciekawe, wydrenowane z ludzi przez
PATH (gigantyczne handlowe podziemia) i takie niemożliwe miejsca jak
rozciągające się pomiędzy dwiema stacjami metra, zjadające cztery przecznice,
centrum handlowe Eaton Centre oraz poprzecinane autostradami i torami
kolejowymi oddzielającymi miasto od jeziora.
Cała metropolia, czy raczej
dziewięciomilionowy rejon Golden Horseshoe, owijający się wokół zachodniego
krańca jeziora Ontario, jest tak rozległy, że nie sposób choćby pobieżnie
zjeździć go w kilka dni. Ogranicza się więc tu Królik do obserwacji z samego
centrum Toronto, po którym miał okazję trochę porowerować.
![]() |
Ścieżka rekreacyjna. Czasem wzdłuż plaży i jeziora, częściej przez jakieś przemysłowo-autostradowe krajobrazy
|
Pierwsze wrażenia skłoniły Królika do
porównań z Manhattanem, gdzie ulice i chodniki są tak zatłoczone, że dla
rowerów właściwie nie ma tam miejsca. W Toronto rowerów jest „optycznie”
znacznie więcej, a jeżdżą „normalni ludzie” – wyglądający na studentów, pracowników
biur, drobnych przedsiębiorców (w szczególności np. w okolicach Chinatown,
Little Italy, czy Kensington Market); młodzi i starzy, nie ma też wyraźnej
przewagi jeden z płci, czy typu roweru.
W Toronto są cztery rodzaje „ścieżek”
rowerowych. Po pierwsze są ścieżki rekreacyjne, de facto „multi-use”, czyli dzielone
z pieszymi, prowadzące wzdłuż wybrzeża jeziora Ontario (nie bez przerw), czy wzdłuż
rzek zrzucających swe wody do tegoż. Po drugie są pasy rowerowe, oddzielone
ciągłą linią. Jeżdżenie i parkowanie innych pojazdów jest tu niedozwolone, acz
zdarza się raczej często. Po trzecie są miejsca oznaczone „sharrows”, czyli
sierżantami rowerowymi, choć nie zapewniają wydzielonego miejsca dla rowerów,
wskazują miejsce na pasie (często pośrodku) i kierunek ruchu rowerzystom, a
kierowcom przypominają o konieczności podzielenia się przestrzenią. Mimo że
jest to tylko trochę farby na asfalcie, czuł się Królik w takich miejscach ze
swoim rowerem bezpieczniejszy. Często jest jednak tak, że sharrows wcale nie
poprawiają sytuacji rowerzysty na drodze. Wymalowane są na prawym z dwóch pasów
ruchu w jednym kierunku i na nim często parkują samochody, a lewy pas samochody
dzielą z tramwajem, co pozostawia rowerzystów w niemiłej sytuacji i
konieczności jechania pomiędzy zaparkowanymi autami, a tramwajem.
![]() |
Sharrows są niestety tylko przypomnieniem, że
rowery mają prawo poruszać się jezdnią (gdy ich nie ma, też mają prawo). Trzy
kropki na kontrapasie rowerowym, widać też, gdzie została zatopiona pętla
|
I wreszcie czwarty rodzaj infrastruktury
rowerowej, który przywodzi nas do tytułowych tajemniczych trzech kropek.
Kontrapasy rowerowe wprowadzone zostały na wielu osiedlowych, niewielkich
jednokierunkowych uliczkach. Oznaczone są żółtą ciągłą linią i symbolem roweru.
Ponieważ jednak sygnalizacja świetlna na wielu skrzyżowaniach uliczek
osiedlowych z większymi wzbudzana jest na żądanie (pętlą indukcyjną w przypadku
samochodów i przyciskiem dla pieszych), rowerzyści poruszający się pod prąd,
musieliby czekać na samochód z przeciwka lub musieliby zejść z roweru i
przycisnąć przycisk przy przejściu dla pieszych. W niektórych miejscach jednak
zatopiono w asfalcie pętle indukcyjne, które wzbudzić może rower. Trzy kropki
wskazują miejsce na jezdni, gdzie należy się ustawić, by uruchomić zmianę
świateł. Choć lepiej byłoby, żeby wzbudzanie zielonego światła następowało
zanim rowerzysta dojedzie do skrzyżowania, jest to miły gest.
![]() |
Autostrada przez centrum miasta i
skandaliczny napis dla pieszych: „wait for gap”. Amerykański zwyczaj
komunikowania się z użytkownikami dróg za pomocą napisów raczej niż znaków
|
Dwukółkowanie po płaskim Toronto jest raczej
przyjemne. Problemem są kierowcy wyprzedzający w bardzo bliskiej odległości
(ale rowerzyści też mają zwyczaj przepychania się pomiędzy samochodami
czekającymi na światłach a krawężnikiem, gdy nie ma dla nich wystarczająco dużo
miejsca), a także samochody skręcające w prawo. W prowincji Ontario dopuszczony
jest skręt w prawo na czerwonym świetle i skręcające auta często blokują
rowerzystom przejazd prosto. Jeśli chodzi o skręt w lewo, przepisowo kierujący
rowerami powinni robić to tak, jak samochody, ale widać, że rowerzyści się tego
boją i skręcają na dwa razy, często jeżdżąc po przejściu dla pieszych.
![]() |
Bike share Toronto. Dziwnym trafem porusza się Królik po miastach opanowanych przez jednego operatora. Tymczasowy stojak rowerowy z wyobrażeniem samochodu
|
W centrum Toronto istnieje system roweru
publicznego (około 800 pojazdów), mnóstwo stojaków typu „ring and pole”, a
także sezonowe stojaki rowerowe, ustawiane w lecie na miejscu parkingowym. Na
długości zajmowanej przez jeden samochód mieści się co najmniej 14 rowerów.
Mimo że w centrum Toronto nie ma praktycznie
wydzielonych dróg dla rowerów, to chyba liczba rowerzystów osiągnęła pewną masę
krytyczną i kierowcy, nawet jeżeli zajeżdżają drogę i wyprzedzają w odległości
kilkudziesięciu centymetrów, zdają sobie sprawę z ich obecności, a i ta mnogość
rowerzystów potrafi wywalczyć sobie swoje miejsce na jezdni.