Królik w zasadzie
już zdecydował, że da sobie spokój z tym startem. W końcu od prawie dwóch
miesięcy prawie nie biega, wszystkie mięśnie od pasa w dół przykurczone, bolą,
ciągną, przeszkadzają. Wałkowanie i rozciąganie jeszcze nie przynosi efektów.
Ale siedzenie w Warszawie w weekend się Królikowi nie uśmiechało. Pojechał więc
na swój pierwszy aquathlon. Potraktować chciał Królik ten start jako
rozpoznawczo-zabawowy. Ale gdzieś tam za uszami kołatało się jednak stale: byle
nie być ostatnim na mecie. Nawet jednak ten - jakże prosty cel - wydał się
nagle ambitny, gdy na starcie zameldowała się głównie młodzież o jakieś 20 lat
od Królika młodsza, pełna zapału, chęci walki, wyszkolona, wytrenowana i
ewidentnie bez jednego przykurczonego mięśnia.
Do ostatniej
chwili wahał się Królik, czy płynąć bez pianki. Zrobiło się ciepło, woda miała
ponoć 14.5 stopnia, a korzyści z braku konieczności biegnięcia do strefy zmian
i wydobywania się z tego kawałka gumy – oczywiste. Ale wyścig z prężną
młodzieżą przechylił decyzję na rzecz pianki – przynajmniej w wodzie
porywalizuje Królik z nimi, choć co ugra na jeziorze, straci w strefie zmian. W
pływaniu najgorsze okazało się wyjście z wody po pierwszej pętli, które skutecznie
wybiło Królika z rytmu. Czas raczej słaby, ale do przyjęcia.
![]() |
Szybki start i wytrącające z rytmu wybiegnięcie z jeziora na półmetku |
Strefa zmian
zgodnie z przewidywaniami była dość koszmarna (wciąż na wysokich obrotach),
zajęła sporo czasu, ale Królik ze zdumieniem odkrył, że wcale się nie
denerwuje, że odhacza w myślach swoją krótką check-listę, wciąga buty z
zaciskanymi sznurówkami na bose, mokre i zapiaszczone stopy, zakłada numer
startowy, bierze garmina w garść i pędzi przed siebie. A potem – też zgodnie z
planem – było już coraz gorzej. Gorzej, bo Królik nie biegał wcale, a tu nagle
miał jakieś nieszczęsne podbiegi i zbiegi, a nogi jakby faktycznie nie miały
pełnego zakresu ruchu i zaczęły palić już po pierwszym kilometrze. Dowlókł się
Królik na metę w końcu z jednym z najgorszych (własnych i na tych zawodach)
czasów w bieganiu.
![]() |
Różnice wysokości na trasie biegowej |
Prawdziwy rozmiar
strat ujawnił się po zdjęciu butów i zaobserwowaniu: (a) zdartej skóry na obu
małych palcach (to przez bieg bez skarpetek), (b) przeciętej skóry na podbiciu
lewej stopy (gdzieś na plaży, czy na dnie), (c) bolesnego siniaka na dużym
palcu (potknięcie się przy wybieganiu z jeziora). I co tu dużo mówić, królicze
mięśnie nóg po tym biegu, co okazało się następnego dnia, przykurczyły się
jeszcze bardziej i na razie protestują przy każdym ruchu.
A rekord bez
rekordu zdarzył się Królikowi parę dni wcześniej na pływackich zawodach
akademickich. Dobrze nawet, że płynąc nie myślał Królik o tym, że na ułamek
sekundy przed sygnałem startowym, oderwał dłonie od słupka i pochylił się do
przodu. Pruł wodę przed sobą, w myślach powtarzał sobie tylko, żeby mocniej
pracować nogami, i choć żałośnie nieefektywnie porusza w wodzie królicze ciało
w porównaniu z innymi profesjonalnymi ciałami, to wypływał sobie Królik swój
osobisty rekord. Tylko że rekordu nie ma, bo Królik został zdyskwalifikowany za
przedwczesny start. Tego dnia akurat nic nie mogło Królika zdenerwować, czy
zasmucić. Więc rekord jednak wpisuje sobie do tabelki osiągnięć. I ten
przykurczony aquathlon w sumie też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz